piątek, 25 grudnia 2015

Tosia - czarna przytulanka cd., Tosia - black cuddly toy cd.

Tosia młodziutka sunia, ma ok. 1,5 roku, jest nieduża, waży ok. 13 kg (w kłębie ma ok. 40 cm). Na początku była nieco nieśmiała, jednak szybko przekonała się do Nas i naszych podopiecznych.  Początki były ostrożne, Tosia sprawdzała jak stado na nią zareaguje, wszyscy byli dla niej gościnni co przyspieszyło nawiązanie nowych znajomości. Bardzo pragnie kontaktu z człowiekiem i robi wszystko, żeby nie schodzić z kolan. Jak na młodziutkiego psa przystało cały czas chciałaby się bawić i biegać za patykiem, piłeczką czy pluszakiem. Tosia bardzo ładnie chodzi na smyczy i utrzymuje czystość w domu. Zapowiada się na super przyjaciela i członka rodziny, została już wysterylizowana. Każdą chwilę na podwórku wykorzystuje na ucieczki i pościgi z naszymi podopiecznymi.  Tosia trafiła do Nas z okolicznej wsi, gdzie gospodarz trzymał ją na łańcuchu w ciągu dnia, wieczorem zaś spuszczał, żeby chroniła posesji. Niestety ona się do tego nie nadaje, kocha ludzi, każdego, uwielbia się przytulać i okazywać uczucia. Nigdy nie wiadomo kiedy nagle ogarnie ją chęć okazania miłości, wskakuje na kolana niczym malutki piesek.





piątek, 20 listopada 2015

Fred - wyrzucony ? Fred - outcast ?

 
Wieczór, 4 listopada 2015 r., wracaliśmy z Legionowa do domu. Pogoda była nieprzyjemna, mokro, zimno, wiał wiatr. Kiedy dojechaliśmy do zakrętu zauważyliśmy, że miedzy samochodami przebiegł pies, duży owczarek niemiecki. Oczywiście nikt się nie zatrzymał, każdy chciał wracać do ciepłego i suchego domu. Kiedy udało się bezpiecznie stanąć przy drodze, on nadal miotał się po jezdni i po poboczu. Zaczęliśmy go wołać, o dziwo w miarę szybko podszedł i udało się go złapać na smycz. Zabraliśmy go w bezpieczne, suche i ciepłe miejsce, był bardzo zdezorientowany, przestraszony i głodny. Wyglądał jednak na dobrze odżywionego i czystego, tak jak by go ktoś przed chwilą wyrzucił z auta. Odczekaliśmy 14 dni, właściciel mimo poszukiwań nie zgłosił się, więc zaczęliśmy szukać mu nowego domu. Przez te 14 dni Fred dał się poznać jako łagodny i przyjazny pies. Uwielbia wszelkiego rodzaju spacery, na każdym zawzięcie tropi, szuka i wącha każdy przedmiot. Zawołany podbiega i staje na tylnych łapach żeby dać się pogłaskać. Oceniamy go na ok 5-6 lat, jest już wykastrowany i czeka na nowy dom. Pozostaje jednak pytanie Dlaczego ktoś go wyrzucił ? Czy przestał być potrzebny ?
 



sobota, 7 listopada 2015

Tosia - wesoła czarna. Tosia - cheerful black.

Tosia żyła w gospodarstwie rolnym jako jedna z czterech psów, w ciągu dnia była przypinana na łańcuch do budy, w ciągu nocy biegała swobodnie po posesji. Była jedyną suczką, mając zaledwie 18 miesięcy zdążyła urodzić przynajmniej raz szczeniaki. Gospodarze dbali o nią jak o inne psy, ale Tosia nie nadawała się do pilnowania posesji, ona uwielbia ludzi. Wielokrotnie rozmawialiśmy z gospodarzami aż w końcu udało się ich nakłonić do sterylizacji, oczywiście na nasz koszt. 23.10.2015 r. Tosia przeszła udaną operację, gospodarze zgodzili się żeby na czas brania leków została u Nas, a ostatecznie zgodzili się żeby do nich już nie wróciła, dodatkowo zaoferowali worek ziemniaków :). Tosia od razu polubiła się z całym naszym stadem, poznawaliśmy ją stopniowo z każdym członkiem oddzielnie. Z racji tego, że jest dużo większa niż nasi podopieczni, obawialiśmy się że to ona może być agresorem. Okazało się, że jest bardzo przyjazna, wesoła i chętna do zabawy.
Uczy się od naszych psów, zachowania w domu, skacze po kanapach i wskakuje na parapety. Szybko nauczyła się spania w posłaniu. Jest też bardzo czystym psem, ani razu nie załatwiła się w domu, kiedy jej się zachce daje znać że musi wyjść. Tosia to także straszny pieszczoch, uwielbia być blisko człowieka, wydaje jej się również jest malutka tak jak inne nasze psy i pcha się na kolana tak jak one.
Szukamy jej domu, ale na chwilę obecną jest Naszym 8 psem :).


czwartek, 8 października 2015

Trąbka - straciła wzrok / she become blind.

Dziś zauważyliśmy, że Nasza Trąbka (ma 22 lata) całkowicie straciła wzrok, zaczęła obijać się o wszystkie przedmioty w domu, jest zdezorientowana. Dotychczas coś widziała, w jednym oczku na 30% w drugim na 10%, reagowała na światło, teraz już nic. Kręci się po domu, uderza o przedmioty (stół, krzesła, kanapa itd.). Reaguje na  głos i po zapachu trafia w miejsca gdzie najbardziej lubi spać, leżeć. Będziemy ją wspierać, trochę potrwa zanim się nauczy domu od nowa. Tydzień temu była szczepiona na choroby wirusowe i wściekliznę czy to efekt uboczny ??? nie wiemy ........

wtorek, 29 września 2015

Znaleźlismy go w lesie - We found him in the forest - happy end

W sobotę 26 września br. Fado (tak nazwaliśmy tego malucha z lasu), zamieszkał pod Warszawą. Jego opiekunami są młodzi i odpowiedzialni ludzie. Fado będzie mieszkał w domu z ogrodem, w wielopokoleniowej rodzinie. Wiemy, że będzie tam szczęśliwy. Poniżej zdjęcia z pierwszych chwil w nowym miejscu. Oczywiście po chwili zabawy, usnął ....... ;). 




sobota, 19 września 2015

Znaleźlismy go w lesie - We found him in the forest

19.09.2015 r. - Dzisiejszy spacer z naszymi psami po lesie, dostarczył nam wile wrażeń. Szliśmy wąską ścieżką, kiedy nagle nasze psy stały się niespokojne, podekscytowane. Ogarnął Nas strach, że spotkaliśmy np. dzika z małymi ...., niestety to co zobaczyliśmy było znacznie bardziej przerażające. W wykopanym przez człowieka dole, leżały trzy małe szczeniaki, jak się potem okazało tylko jeden był żywy. Dwie martwe suczki i jeden żywy piesek. Na widok człowiek piesek merdał ogonkiem i widać było, że się cieszy. Nie zdawał sobie sprawy, że jego siostry nie żyją. Zabraliśmy malucha do domu, a suczki zasypaliśmy w tamtym dole. Mały zdawał się być był pogodny i szczęśliwy, łapczywie napił się wody i zjadł trochę psich chrupek. Nasze psy zostały w domu a my pojechaliśmy do weterynarza, maluch został zbadany, wiek ok 1-3 miesiące, waga 2,6 kg, pchły i dużo energii. Dostał zestaw do odrobaczania i wróciliśmy do domu. Będziemy go obserwować, po odrobaczeniu zaszczepimy go i poszukamy mu jakiegoś wspaniałego domu...........









niedziela, 13 września 2015

III bieg Poziomki 2015 r.

Bieg w którym uczestnicy przekazują karmę dla bezdomnych zwierząt, Józefów koło Legionowa ul. Poziomkowa, Stowarzyszenie Kundellos.
Proponuję oglądanie w jakości 480p. :)

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Cygan - ostatnie 35 dni - Cygan - the last 35 days

Cygan - stary, duży, czarny pies, który nigdy nie mieszkał w domu, trafił do nas w październiku 2014 r., był bardzo chory, przyjmował dużo leków, poruszał się z trudem ale w oczach miał chęć życia. Zamieszkał w budzie, którą kupiliśmy i wyremontowaliśmy specjalnie dla niego, tylko dlatego że nie był wstanie sam wejść po schodach do domu. W budzie miał ciepło, kołdry koce itp., ale przede wszystkim spokojnie, z dala od zgiełku schroniska. Nasze stado obwąchało go, trochę poszczekało i ostatecznie nie zwracało na niego uwagi. Cygan miał tzw "zwiechy" potrafił stanąć w miejscu i stać tak przez dłuższą chwilę przewracając tylko oczami. Szybko nauczył się poruszania po posesji, chodził swoimi ścieżkami, wąchał i delektował się ciszą, taki spacer trwał ok 2 godzin. Bardzo podobało mi się przytulanie i czesanie. W czasie jego pobytu na naszej posesji działali pracownicy remontujący dom, podczas jednej z przerw śniadaniowych zostawili na stole kiełbasę, Cygan zwęszył szansę i zwędził im śniadanie. Uciekał z kiełbasą do budy niczym młodzieniaszek :), to był dla niego ogromy sukces, widać to było po ogonie, który latał jak szalony. Niestety mimo podawania regularnie leków i posiłków (miał mu to pomóc) Cygan z dnia na dzień czuł się coraz gorzej, coraz słabiej chodził, z trudem załatwiał swoje potrzeby, robił je coraz bliżej budy. Guz na jego łopatce był już wielkości piłki nożnej, w końcu przyszedł dzień, że Cygan nie był w stanie wyjść z budy o własnych siłach, załatwił się pod siebie. Wówczas z ogromnym bólem serca, postanowiliśmy skrócić jego cierpienie i zawieźliśmy do go weterynarza, gdzie odszedł wśród szczerych łez. Można sobie zadać pytanie czemu nie wcześniej ? dlaczego, a to dlatego, że przez te 35 dni, mimo że chory i zbolały, był bardzo szczęśliwy. Ktoś go pokochał, ktoś się o niego troszczył, głaskał i czesał, mógł swobodnie chodzić po zielonej trawce, nikt nie szczekał i nie warczał, to był po prostu tylko spokój. Po cyganie została nam buda, i wspomnienie jego błysku w oczach, oczach które nie pasowały do schorowanego i wycieńczonego ciała, odszedł w listopadzie 2014 r.

 Cygan na spacerze

piątek, 28 sierpnia 2015

Master najlepszy przyjaciel ... cz 1 - Master - the best friend .... part 1

Urodził się 11 listopada 2000 r. jego ojciec był championem Polski, u mnie pojawił się w styczniu 2001 r. miał wówczas 8 tygodni, kupiłem go na giełdzie w warszawie (wtedy tak funkcjonowała koło warszawskich łazienek). Nazywali go "ZORBA różowa furia" ja go nazwałem Master, był moim pierwszym psem, a jak się potem okazało przez prawie 10 lat najlepszym i najwierniejszym przyjacielem. Rasa jak na pierwszego psa to duże wyzwanie - American Staffordshire Terrier umaszczony po irlandzku :). Master był psem o bardzo silnym charakterze, jednocześnie w 100 % oddanym swojemu panu. Spędzaliśmy wiele czasu razem, on zazwyczaj spał przez czas kiedy byłem w pracy, po powrocie długi spacer i zabawa, a wieczorem przytulanki i siłowanki. Rozwijał się prawidłowo ale co jakiś czas pojawiały się drobne kłopoty zdrowotne. Przed ukończeniem 2 lat, byliśmy z Masterem na szkoleniu "pies przyjaciel", był naprawdę pilnym uczniem i widać było że sprawia mu to przyjemność.  Kiedy skończył 25 tygodni zabrałem go, tylko z ciekawości, na wystawę psów rasowych, Mimo, że publiczności podobał się najbardziej to sędziowie przyznali mu dopiero 5 miejsce w tej grupie wiekowej, niestety pierwsze 4 miejsca dostały psy z zawodowych hodowli, aha i Master jako jedyny przedstawiciel tej rasy na wystawie, nie miał obciętych uszu :). Kiedy skończył 3 lata, umówiłem go na randkę z suczką koleżanki Tosią, w wyniku czego na świat przyszło aż 9 szczeniaczków. Master nawet nie odnotował faktu że jest ojcem, taki niebieski ptak ;) żuł dalej oddany swemu Panu. Zabierałem go na mecze również wyjazdowe, drużyny piłki nożnej grającej w lidze mazowieckiej, razem kibicowaliśmy, miał nawet swój szalik. W wieku 4 lat pojawiły się oznaki raka, musieliśmy przeprowadzić operację diagnoza rak prostaty teraz wiem, że trzeba było go wykastrować wcześniej - może żył by dłużej. Master uwielbiał nosić kamienie brukowe i duże kawałki drewna, kochał także pływać, woda to był jego żywioł. Pierwsze nurkowanie zaliczył na mazurach w jeziorze spychowskim, wówczas odkrył jakie to jest super, a w połączeniu z rzucanym kijem, sprawiało że nie chciał wychodzić z wody......
                                                          Master z ukochanym misiem.
                                      Na mazurach w oczekiwaniu na kijek rzucony do wody.
Przed meczem drużyny piłki nożnej.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Wspólny posiłek stada / dogs eat together

Trochę czasu nam zajęło ale udało się, teraz każdy zjada posiłek ze swojej miski i bez żadnych awantur. Podajemy im karmę jednocześnie, każdy podchodzi do swojej miski i zjada do końca. Potem są wycieczki po pustych miskach i sprawdzanie czy ktoś coś zostawił. Ale próżno szukać nawet ziarenka, wymiecione do cna. Psy nie są przejedzone i nie grymaszą. Lekcje tego typu karmienia braliśmy od pana Bronka (serdecznie pozdrawiamy).
 

piątek, 31 lipca 2015

Trąbka vel. Babula z Sandomierza cz.2

Nasza Trąbka ma już ponad 21 lat, mimo to jest pełna życia i spragniona uczuć człowieka.
Jak bardzo była skrzywdzona, tego się nigdy nie dowiemy, ale sam fakt, że panicznie boi się gdy widzi człowieka, boi się gwałtownych ruchów czy nawet głośniejszych rozmów, mówi nam wiele o jej życiu. Jest u nas ok 20 miesięcy, w tym czasie została poddana sterylizacji, stwierdziliśmy także że na jedno oko widzi w 80% a na drugie tylko w ok 10%. Przez cały czas od kiedy jest u nas, atakuje inne psy kiedy pojawią się w jej terytorium (po przeprowadzce jest to sypialnia na piętrze).  Trąbka uwielbia być głaskana, szczególnie po zadku :), lubi też pokazywać brzuszek i żąda wówczas pieszczot, zamyka oczy i delektuje się każdym ruchem ręki.  Po operacji poczuła się jak młody pies, biega razem z innymi, szczeka na intruzów, o poranku i wieczorem zawsze wychodzi sama na obchód po ogrodzie, ma swoje miejsca które musi sprawdzić. Po obchodach biegnie do człowieka żeby dać znać, że wszystko zostało sprawdzone. Jej kolejną ulubioną czynnością jest wylegiwanie się na miękkich posłaniach, to może robić godzinami :) Przed nami wiele cudownych dni w jej towarzystwie i oby zdrowie jej dopisywało. Trzymajcie za nią kciuki ........
  Trąbka na łóżeczku w miękkiej pościeli.

wtorek, 28 lipca 2015

Trąbka vel. Babula z Sandomierza cz.1

W grudniu 2013, koleżanka podesłała nam przez portal społecznościowy zdjęcie starej suczki "Babuli",, od razu się w niej zakochałem, jej historia była taka jak wiele innych, nie wiadomo dlaczego i od kiedy chodziła po leśnych drogach koło Sandomierza. Była chora i wycieńczona, w wielu miejscach brakowało jej sierści, a tam gdzie miała sierść było pełno pcheł. W przytulisku sandomierskim doprowadzono ją do stanu w którym można było ją adoptować. Nie wahaliśmy się ani minuty, tym bardziej że Pan z przytuliska powiedział, że to bardzo spokojna sunia, nie wadzi nikomu, ciągle śpi i nie zwraca uwagi na inne psy. Państwo z przytuliska zaproponowali przywiezienia Babuli do Warszawy, co było dla Nas zrozumiałe, chociażby ze względu na sprawdzenie w jakich warunkach zamieszka staruszka. W dniu kiedy miała przyjechać wszyscy oczekiwaliśmy w napięciu. Pod blok podjechał samochód, zszedłem na dół, pani która przywiozła Babulę wyjęła ją z małego transportera, sunia była bardzo przestraszona, przytuliłem ją do siebie i zaprosiłem panią na górę. Niestety pani się mocno spieszyła i odjechała z piskiem opon, uszkadzając sobie przy tym plastikową osłonę silnika. Zabrałem Babulę do domu, stado przywitało ją spokojnie, ona sama zajęła strategiczną pozycję, w dużym pokoju, na kanapie przed telewizorem. Po dwóch godzinach, wiadomo było czemu pani nie chciała wejść na górę. Babula okazała się terrorystką, z kanapy jednym susem skakała do przechodzących psich domowników i szarpała za gardło swoją ofiarę. Co prawda siła ataku była adekwatna do wielkości i wieku Babuli (5 kg i ok 20 lat). Ta bestia atakowała Naszych podopiecznych zawsze kiedy wchodzili do dużego pokoju, z czasem nauczyli się że będą musieli z tym żyć. Pokochaliśmy tego starucha, mimo że to taki szatan, dodatkowo z potwornym zapachem wydzielanym z pyska :). Babula zyskała nowe imię Trąbka, z racji tego że jej szczek przypomina starą rowerową trąbkę.

Zdjęcie Babuli jakie ujrzeliśmy po raz pierwszy... i jak się nie zakochać ???  
 

wtorek, 21 lipca 2015

Tycia - mała czarna, potrącona


Był 11 kwietnia 2014 r. około godz. 21:00, jechaliśmy ul. Radzymińską z Marek w stronę Targówka, miedzy centrum handlowym M1 a stacją benzynową jadący przed nami samochód potracił jakieś zwierzę, na pierwszy rzut oka – małe i czarne. Samochód ominął zwierzaka i pojechał dalej, niestety nie zapamiętaliśmy numerów rejestracyjnych auta. Zatrzymaliśmy się za zwierzakiem i wyszliśmy z samochodu żeby pozbierać maleństwo z ulicy. Okazało się, że to malutki piesek, czarny w typie ratlerka. Przy próbie podniesienia próbował gryźć, ale był obolały i nie mógł uciekać. Udało się podnieść maleństwo przez koc, zabraliśmy go do samochodu i pojechaliśmy do zaprzyjaźnionej, całodobowej lecznicy dla zwierząt. Na miejscu stwierdziliśmy, że to malutka sunia, ważyła 2,7 kg., nie miała obroży ani czipa. Obrażenia na szczęście okazały się niegroźne, żadnych złamań czy ran otwartych, była poobijana ale za to bardzo zarobaczona, w jej sierści było tylu lokatorów, że mogłaby obdarować całe schronisko. Na miejscu za racji wagi otrzymała imię Tycia. Po wszystkim pojechała z nami do domu, przespała całą noc w pokoju na suchym posłaniu. Przez kolejne 2 tygodnie sunia przeszła podstawowe badania, odpoczywała, a my poszukiwaliśmy jej opiekunów. Mieliśmy nadzieję, że może komuś się zgubiła... właściciele jednak się nie odnaleźli ... Niestety Tycia wymagała znacznie bardziej skomplikowanej diagnostyki niż się spodziewaliśmy. Zauważyliśmy u niej objawy, które mogły świadczyć o padaczce (czy to z tego powodu ktoś się jej pozbył ?) Ponadto Tycii potrzebna była diagnostyka u specjalistów ortopedy, stomatologa oraz ginekologa. Bardzo zależało nam na tym, by postawić Tycię "na nogi" i znaleźć jej fantastyczny dom. 15 dni później, okazało się, że podczas badania lekarz wykrył u Tyci sporego guza (nowotwór) w okolicy sutka. Ten guz nie był wcześniej wyczuwalny (wiedzieliśmy wtedy, że będzie się to wiązało z koniecznością wycięcia całej listwą mlecznej). Tycia przeszła kilka operacji: sterylizacja, usunięcie guza z listwy mlecznej, czyszczenie zębów oraz naprawa tylnej lewej łapki. Cały czas szukaliśmy jej domu. Teraz mija już ponad rok, nikt po Tycię się nie zgłosił, nie było chętnych do adopcji małego ale chorego na padaczkę pieska. Tycia ma się dobrze, objawy padaczki są raz na miesiąc może dwa, a ona czuje się u Nas doskonale, podjelismy więc decyzję, że już nikomu jej nie oddamy…… 

W dniu potrącenia
 Po wszystkich operacjach ..... zakapior .....

czwartek, 9 lipca 2015

Majowy tymczasowicz - udana operacja

Dwa dni temu Majka przeszła udaną operację usunięcia nowotworu, dziąślaka. Była bardzo dzielna, zostawiając ją na zabieg w lecznicy zauważyliśmy, że gdy odchodzimy, z jej oczu lecą łzy... to było smutne. Po zabiegu, na Nasz widok wybuchła szaloną radością, widać że tęskniła za swoimi opiekunami. Majka jest już z nami prawie 2 miesiące, to bardzo kochana sunia, doskonale dogaduje się z naszym stadem. Wiemy też że lubi sobie pospać, kiedy wieczorem oglądamy filmy, ona zostawia stado i idzie spać na górę, do sypialni. Na pewno nie boi się burzy i chyba powoli znika jej lęk separacyjny. Idziemy do przodu, czekamy teraz na wyniki badania, które stwierdzą czy nowotwór był złośliwy czy nie :) Trzymajcie kciuki.

Majka w drodze powrotnej z lecznicy:

czwartek, 18 czerwca 2015

Majowy tymczasowicz - po badaniach

Wczoraj byliśmy na badaniach z Majką, zrobiono jej ogólny przegląd oraz badanie USG, jamy brzusznej, narządów rodnych oraz pęcherza moczowego. USG wykazało, że Majka jest wysterylizowana, ma prawidłowy układ moczowy oraz żadnych zmian w jamie brzusznej, ma przepuklinę pępkową (nie ruszamy nie jest groźna dla życia suni), w czasie przeglądu stwierdzono, że  konieczne będzie wyczyszczenie zębów, które są pokryte kamieniem, do tego odkryto tzw. dziąślaka (prawdopodobnie nowotwór, wytniemy zobaczymy). Poza tym stan zdrowia Majki jest bardzo dobry, całą wizytę zniosła dzielnie, nie było żadnych problemów z zachowaniem.
W drodze powrotnej zasnęła na kolanach i do samej bramy twardo spała. Teraz umawiamy się na zabieg czyszczenia zębów i usunięcia dziąślaka, miejmy nadzieję że nie jest złośliwy.

    

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Majowy tymczasowicz - oczekiwanie

Witam, dziś porcja informacji o postępach Majki. Dobrą wiadomością jest to że mija jej lęk separacyjny, nadal jest podekscytowana kiedy wracamy do domu, skacze do góry i szczeka, tak bardzo cieszy się na powrót człowieka, od razu szuka najbliższej piłeczki i zachęca do zabawy. Majka nadal jest cieniem podążającym za człowiekiem, uwielbia chodzić za mną po działce i towarzyszyć przy różnych pracach w ogrodzie (przy okazji wiele razy rzucamy piłeczkę). To naprawdę fajny towarzysz. Majka powoli przyzwyczaja się do brania na ręce i przytulania, robi to z pewną dozą nieśmiałości. Kiedy bierzemy innego podopiecznego na ręce jest zazdrosna i podgryza osobnika na rękach :). W najbliższym czasie będziemy robić jej USG, żeby zobaczyć co z tą przepukliną i żeby nowi właściciele wiedzieli jaki okaz adoptują. Przyszedł już żeby intensywnie szukać jej domu, dobrego i aktywnego domu, jeżeli ktoś zna kogoś kto ją adoptuje i pokocha to prosimy o polecanie.
Link "wklej": https://www.facebook.com/media/set/?set=a.855170941204582.1073742574.113956451992705&type=3

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Czaruś - Charlie - stary, przygłuchy ale szczęśliwy...

Czaruś został znaleziony w listopadzie 2014 r w trakcie poszukiwań zaginionej suczki. Po jednym z sygnałów Wolontariuszki pojechały do podwarszawskiej miejscowości. Nie znalazły suczki, ale w miejscu, w którym miała być, siedział mały, chyba niewidomy, głuchy staruszek. Czaruś koczował od kilku dni pod sklepem, ale nikt z okolicznych mieszkańów go nie kojarzył. Mimo poszukiwań nie udało się też odnaleźć jego właścicieli. Tym sposobem, do naszego domu tymczasowego, przeszedł serie badań, które jak na jego zaawansowany wiek (ma ok. 12-14 lat) wyszły znośnie. Ma chore serduszko, będzie brał leki do końca życia, ponadto słabo widzi i słyszy. Zamieszkał w naszym domu i od razu za kumplował się z resztą stada, jest totalnie uległy i niekonfliktowy, praktycznie całe dnie przesypia. Najbezpieczniej czuje się na swoim kocyku, uwielbia też głaskanie, często sam się o nie upomina :). Mimo swoich dolegliwości Czaruś bardzo szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości, poznał cały teren działki i dom, codziennie wychodzi na swój obchód, sprawdza co się dzieje i wraca na kocyk. Nie przepada za schodami, dlatego śpi w jadalni i nie wchodzi tak jak reszta na piętro. Przy każdej możliwej okazji Czaruś pokazuje jak bardzo Nas pokochał i jak dobrze czuje się w stadzie, biega, szczeka z całą resztą, a wieczorami przychodzi i się przytula. Z racji wieku i chorób jego szansa na adopcję wynosi ok 1%, postanowiliśmy więc, że doczeka końca swoich dni w naszym domu, jako pełnoprawny domownik :).

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Babcia, vel Sara - Stodoła na 2 piętrze.

Dziś opisze naszą "tymczasowiczkę" z roku 2013 r. Sara, znana również jako Babcia Stodolanka, nr książeczki 58, w schronisku od 1998 roku, znał ją każdy i pracownicy i wolontariusze, ale Babcia była tam „niewidzialna”. Wszyscy przemykali obok niej z kolejnymi wyprowadzanymi na spacer psami, prowadząc kolejne rodziny zainteresowane adopcjami. A ona tylko patrzyła, przemykała między budami, nie zaczepiała, nie absorbowała, tak mijały lata. Przyszedł dzień, w którym Babcia trafiła do lecznicy w ciężkim stanie, bezradna, cała we własnych odchodach, przestraszona tym co ją spotkało, współtowarzysze ze schroniska wyczuli, że nie ma już tyle siły co wcześniej, że słabo widzi i słyszy, że porusza się z bólem i postanowili się odgryźć za wszystkie czasy kiedy Babcia była w „formie”. Był czerwiec 2013 r jej pobyt w lecznicy musiał dobiec końca, nadal jednak wymagała pielęgnacji ran i zakraplania oczu. Trafiła do naszego domu, 22 czerwca 2013 r., zbolała, smutna, przestraszona ale z wielką ochotą na życie. Sara nigdy nie mieszkała w domu, albo inaczej ona całe życie spędziła w Schronisku, kilkanaście lat… w swojej Stodole, gdzie zazwyczaj spała na materacu. U Nas dostała do dyspozycji największy pokój, tam też stanęła klatka „kenelowa” i mały materac, Babcia płochliwie reagowała na Nasz dotyk i obecność Naszych psów, przez pierwsze dni głównie spała, cierpliwie poddawała się przemywaniu ran i zakraplaniu oczu . W końcu rany się zagoiły, oczy przestały ropieć a Babcia nabrała wigoru, chodzi za nami po mieszkaniu jak cień, tam gdzie My tam ona i oczywiście pozostałe psy. Ku Naszemu zdziwieniu, Babcia prawie od razu zaczęła załatwiać się na przygotowaną specjalnie dla niej pieluszkę, celność w początkowej fazie oceniamy na ponad 50% trafień ;). Postanowiliśmy więc spróbować nauczyć ją wychodzenia na dwór i tam załatwiania swoich potrzeb. Przeszkodą są jednak jej zwyrodnienia kręgosłupa uniemożliwiające poruszanie się po schodach, dlatego regularnie wynosiliśmy ją na ogrodzony ogródek przed blokiem. Babcia bardzo polubiła te spacery, najpierw w ogródku a potem coraz częściej poza nim, zaczęła się nawet zapuszczać w głąb ruchliwego osiedla, spacery były coraz dalsze i widać było jak wielka energia do życia tkwi w tym zbolałym ciele. Nocami Babcia chodziła po całym mieszkaniu i szukała….., czego nie wiedzieliśmy, chodziła, mruczała, po kilku dniach zorientowaliśmy się, że jest po prostu głodna i wychodzi na nocne „łowy” . Tak właśnie zachowywała się w Schronisku, jak wszyscy zasypiali, wychodziła ze Stodoły i zjadała to co było w miskach. Zaczęliśmy więc zostawiać jej jedzenie na noc, a wówczas spacery po mieszkaniu skończyły się. Przyszedł też taki moment, że sama zaczęła podchodzić pod drzwi wejściowych dając nam sygnał do wyjścia na dwór, zatem pieluszkę pozostawiliśmy, już tylko jako rezerwę a wtedy celność wzrosła nawet do 90%. Po wyjściu za próg mieszkania Babcia czekała na swoją „windę”, znosiliśmy ją na dół, tam dreptała w swoim tempie, czasami zaliczała tzw „zwiechy” stawała i nie ruszała się przez dłuższą chwilę, po czym nagle ruszała i szła dalej. Z uwagą oglądała przejeżdżające samochody i autobusy. Po spacerze bez problemu odnajdywała drogę powrotną, „wbiegała” na klatkę schodową i przed pierwszymi schodami znów czekała na swoją „windę” do Stodoły na drugim piętrze. Najwspanialsze było to, że Babcia razem z Naszymi psami, czekała na Nas, czekała aż wrócimy do domu, merdała ogonkiem na Nasz widok, widać że się cieszyła, czasami nawet lizała nasze ręce tak jak pozostałe Nasze psy. Babcia była z Nami ponad 4 miesiące, jej wyniki badań były bardzo dobre, niestety wykryliśmy guza w okolicach miednicy, diagnoza – nowotwór. Kolejna ułomność organizmu z którą musiała się borykać. Wówczas było to jednak mało istotne, ważne że w końcu odzyskała spokój, znalazła przystań swojego życia w której czuła się bezpiecznie, czuła że jest kochana, że ktoś troszczy się specjalnie o Nią, dla Nas zapłatą była każda chwila spędzona w towarzystwie Babuni, bo tak ją nazywaliśmy. Niestety strudzona chorobą babcia Babcia Stodolanka – Sara odeszła za „tęczowy mostek”, ważne że tych ostatnich chwilach była otoczona miłością i troskliwością. Kiedy zapadła decyzja, że już tylko cierpi i trzeba jej ulżyć, oboje płakaliśmy. Drogi Czytelniku, tę historię kierujemy do wszystkich tych osób, które kiedykolwiek pomyślały o adopcji starego psa jednak się zawahały myśląc, że to się nie uda…… a jednak……… udało się…..……….ta sunia była szczęśliwa w ostatnich miesiacach swojego życia.

środa, 27 maja 2015

Majowy tymczasowicz - piłeczka

Nie pisaliśmy przez kilka dni, ale tylko ze względu na to że każdy z dni był podobny do kolejnego. Jedyną różnicą były postępy Majki. Dała się poznać jako bardzo dynamiczny i żywiołowy czworonóg. Uwielbia ganiać za piłeczką, za każdym razem przynosi ją do człowieka. Jest niezmordowana, chwila przerwy i już jest podskakiwanie i szczekanie na człowieka, rzuć, rzuć ... :). Nadal zwalczamy lęk separacyjny, gdy wychodzimy z domu, Majka zostaje już z całym stadem, jeszcze szczeka i ujada z braku człowieka, ale trwa to trochę krócej. Wiemy też, że zdecydowanie woli mężczyzn, chodzi za mną krok w krok. Muszę to trochę ograniczać, w końcu szukamy jej domu stałego i nie możemy pozwolić żeby zbytnio się przywiązała. Jest w miarę posłuszna, zna komendy: zostań, nie wolno, do mnie, szukaj piłeczki. Dziś np. kosiłem trawnik, przez cały czas chodziła za mną, przez ponad 2 godziny, w miedzy czasie było oczywiście rzucanie piłeczki. Teraz zapisaliśmy się z Majką na wizytę u weterynarza, chcemy zrobić jej USG i sprawdzić czy była sterylizowana.

środa, 20 maja 2015

Majowy tymczasowicz - kim jest ?

Jak to się stało że trafiła do Nas ??? Jej historia jest typowa, wiele pytań mało odpowiedzi praktycznie same przypuszczenia. Została przywieziona pod schronisko, tam prawdopodobnie "właściciel" próbował ją przerzucić przez ogrodzenie. Widząc to pracownicy schroniska zaopiekowali się sunią, niestety od pana nie udało się uzyskać żadnych wyjaśnień. Przez chwilę przebywała w schronisku, jednak to nie miejsce dla niej, z wielu względów nie powinna tu trafić. Po tym jak trafiła do Naszego domu, zaczęliśmy ją poznawać. Prawdopodobnie powodem jej porzucenia był silny lęk separacyjny, jak zostaje sama to wyje, szczeka, próbuje się wydostać niszcząc różne rzeczy, np. drzwi, ściany itp. Jednak jej zachowanie to nieodpowiedzialność człowieka. Zabraliśmy ją do lekarza w drodze była bardzo niespokojna, podekscytowana ale i przerażona z jej oczu płynęły łzy. Na miejscu było już trochę lepiej, trzęsła się ale coraz mniej. Lekarz stwierdził, że Majka ma około 8 lat, ogólnie jest zdrowa, ma ładną sierść i waży 6,4 kg, na brzuszku ma guz, według lekarza jest to przepuklina (ponoć nie groźna). Po wizycie wróciliśmy do domu i zgodnie z zaleceniem lekarza rozpoczęliśmy podawanie leków uspokajających. Zobaczymy co dalej, ale pełni optymizmu będziemy pracować z Majką żeby leki nie były potrzebne a ona była normalnym nieprzelęknionym przyjacielem człowieka. Dziś Majka zasnęła na kanapie, przed kominkiem....

niedziela, 17 maja 2015

Majowy tymczasowicz - weekend

Weekend - 15, 16, 17 maja 2015 r. Majka przez weekend dała się poznać bliżej. Z całą pewnością wiemy, że ma objawy lęku separacyjnego, znów pokój po powrocie z pracy był nie do poznania, firanki zerwane, podkład zrolowany, kocyk zasikany i kupa na środku pokoju. Widać też było próby wydostania się, ślady gipsu ze ściany, obok drzwi. Grunt, że ładnie je i pije. Noc z piątku na sobotę przeszła bez problemowo. W sobotę ruszyliśmy z integracją Majki ze stadem, okazało się że akceptacja jest z obu stron, żadnej agresji do innych psów czy suczek. Majka od początku tymczasu miała problem z załatwianiem na smyczy, po jej odpięciu na posesji zaczęła załatwiać swoje potrzeby. Do domu wraca bez problemu, zawołana podbiega do Nas za każdym razem. Widać że poczuła się u Nas swobodnie. Z ciekawością zwiedza także wszystkie zakamarki domu, i cały czas szuka kontaktu z człowiekiem. Noc z soboty na niedzielę była zgoła inna, zamknięcie w pokoju było dla niej nieakceptowalne, wycie, drapanie, szczekanie, jęczenie aż do zaśnięcia, nad ranem powtórka. Wstaliśmy poszliśmy całym stadem na ogródek, po powrocie poszliśmy wszyscy spać, ona przy otwartym pokoju zasnęła na posłaniu. Niedziela to dzień pełen niespodzianek, Majka fantastycznie bawi się piłeczką, aportuje, lubi też poganiać za patyczkami. biega z innymi psami choć nadal utrzymuje bezpieczny dla siebie dystans. Pilnuje się Nas na każdym kroku, a w domu siada obok lub wskakuje na kanapę i wywala brzuszek. Zniknął przeraźliwy strach przed dotykiem, w jego miejsce pojawiła się potrzeba kontaktu z człowiekiem, tym który jeszcze kilka dni temu był w jej oczach strasznym potworem. Majak ucina sobie drzemki na kanapie, przy kominku, obok naszych psów, nabiera śmiałości. Teraz wyzwaniem jest lęk separacyjny, nad tym trzeba będzie popracować. Majka na kanapie.

czwartek, 14 maja 2015

Majowy tymczasowicz - dzień 2

14 maja 2015 r. Postępy małymi kroczkami, tak można zatytułować dzisiejszy dzień. Dziś sunia zaczęła się powoli przełamywać, wyszła  na spacer, choć tylko po ogródku i oczywiście na smyczy. W sumie 3 razy i za każdym razem nos przy ziemi i wąchanie wszystkiego. Wiemy już, też że sunia reaguje na komendę stój oraz chodź, pilnuje się też człowieka, mimo że nowy. Po spacerach biegiem wracała do pokoju, a tam prosto na fotel z kocykiem, widać że czuje się w nim najbezpieczniej, do tego stopnia że częściej pokazuje brzuszek do głaskania niż zęby. Stres jeszcze jej towarzyszy, zupełnie nie reaguje na nasze psy a one jej nie zaczepiają. Po takich dniach mamy pewność, że cierpliwość to cecha jaką można ćwiczyć przy takich tymczasowiczach. Aha i najważniejsze, po konsultacjach nazwaliśmy sunię MAJKA ... Mam nadzieje, że się jej i wam spodoba.

środa, 13 maja 2015

Majowy tymczasowicz - dzień 1

13 maja 2015 r. Sunia przespała całą noc, nie jadła ale chociaż wypiła całą miskę wody. Rano wciąż spała, choć nadal bardzo czujnie, nie budziliśmy jej, rozłożyliśmy podkład w razie konieczności - siusiu. Dzień pracy zakończył się ok 17. Wracaliśmy do domu z ogromną ciekawością, co zastaniemy po przybyciu. Trzeba zaznaczyć, że każdy tymczasowicz przez pierwsze kilka dni prezentuje swoje umiejętności, nie inaczej było z sunią. Po wejściu do jej pokoju zastaliśmy ciekawy widok, podkład był zrolowany i zasikany, podłoga mokra a sunia siedziała na parapecie, za firanką (wskoczyła po fotelu, który po skoku odjechał). Ile siedziała ? nie wiadomo ale okno było całe w śladach po nosie. Na nasz widok sunia zrobiła siku na parapet (tego wcześniej nie zaprezentował żaden z naszych tymczasowiczów). Dała się wziąć na ręce, chyba była zmęczona bo obyło się bez walki. Wyszliśmy na ogródek, oczywiście w szelkach i na smyczy, sunia od razu podążyła do wyjścia, jednak na razie spacery będą się odbywały tylko na posesji. Nasze psy w tym czasie zajęte były posiłkiem, mimo to dało się wyczuć, że jest poddenerwowana, tak jak wczoraj tzw. 2 odbyła się w biegu i na raty. Nie chętnie wracała do pokoju, nie obyło się bez warknięć, pokazywania zębów, po powrocie czekał na nią posiłek. Ona jednak zaległa w posłaniu i obserwowała nowych ludzi. Na zmianę siedzieliśmy z sunią, oswajając ją z naszą obecnością. Ona drzemała, czuwała i śledziła nasze ruchy, na próby dotyku reagowała, raz uległością a raz warczeniem i pokazywaniem zębów. Wieczór minął szybko, sunia zjadła część posiłku i zasnęła, tym razem spokojnie bez reakcji na dźwięki. Z pokoju dochodził tylko odgłos cichego chrapania ..... :).


Majowy tymczasowicz - starter

12 maja 2015 r. Sunia (jeszcze nie ma imienia) przyjechała do Nas, przestraszona z miejsca gdzie szczekało, warczało i biegało wiele psów, takich jako ona, porzucona, samotna skazana na łaskę obcych ludzi. Mimo, że to miejsce wydawało się przerażające, było przez jakąś chwilę jej domem. Nawet odrobinę zaufała jednej z osób, dawała się wyprowadzać na spacer i brać na ręce, nie obyło się jednak bez pokazywania zębów, warczenia i prób kąsania ze strachu. Teraz siedziała w samochodzie kolejnych obcych osób, gdzie ją zabiorą ? po co ? co ją tam spotka ? strach w oczach bezbronnego psa.
Po dotarciu na miejsce, nieśmiało wysiadła z samochodu, była na smyczy i w szelkach. Teren ogrodzony, za płotkiem oddzielającym wjazd od posesji pojawili się nowi koledzy i koleżanki w sumie 6 szt. obwąchiwanie zza sztachet poszło sprawnie i bez znacznej ekscytacji. Jednak czas na zapoznanie ze stadem przyjdzie wkrótce. Ze stresu sunia zrobiła w biegu tzw. 2, teraz pierwsza próba zaniesienia suni do pokoju, nie było łatwo, warczenie pokazywanie zębów próby kąsania... Jednak my nie poddajemy się łatwo, na każdą sytuację znajdzie się sposób. Najbezpieczniej czuła się w samochodzie, tam weszła, posiedzieliśmy chwilę, a ona dała się wziąć na ręce. Cały czas kontrolując co zrobi "nowy" człowiek.
Pokój okazała się ciepłym, suchym miejscem z miękkim kojcem, jedzeniem i wodą. Cały jednak czas, strach przepełniał jej wielkie oczy. Zaległa w posłaniu i próbowała zasnąć, każdorazowo budząc się po najdrobniejszym nawet odgłosie, codziennego życia domowego. Nic nie zjadła i nic nie wypiła, zasnęła przy zamkniętych drzwiach z dala od zgiełku schroniska dla bezdomnych psów.

   
A to ja bohaterka opowieści....