Był 11 kwietnia 2014 r. około
godz. 21:00, jechaliśmy ul. Radzymińską z Marek w stronę Targówka, miedzy
centrum handlowym M1 a stacją benzynową jadący przed nami samochód potracił
jakieś zwierzę, na pierwszy rzut oka – małe i czarne. Samochód ominął zwierzaka
i pojechał dalej, niestety nie zapamiętaliśmy numerów rejestracyjnych auta. Zatrzymaliśmy
się za zwierzakiem i wyszliśmy z samochodu żeby pozbierać maleństwo z ulicy. Okazało się, że to malutki piesek, czarny w typie ratlerka. Przy próbie
podniesienia próbował gryźć, ale był obolały i nie mógł uciekać. Udało się podnieść maleństwo przez koc, zabraliśmy go do
samochodu i pojechaliśmy do zaprzyjaźnionej, całodobowej lecznicy dla zwierząt.
Na miejscu stwierdziliśmy, że to malutka sunia, ważyła 2,7 kg., nie miała obroży
ani czipa. Obrażenia na szczęście okazały się niegroźne, żadnych złamań czy ran
otwartych, była poobijana ale za to bardzo zarobaczona, w jej sierści było tylu lokatorów, że
mogłaby obdarować całe schronisko. Na miejscu za racji wagi otrzymała imię
Tycia. Po wszystkim pojechała z nami do domu, przespała całą noc w pokoju na
suchym posłaniu. Przez kolejne 2 tygodnie sunia przeszła podstawowe badania,
odpoczywała, a my poszukiwaliśmy jej opiekunów. Mieliśmy nadzieję, że może
komuś się zgubiła... właściciele jednak się nie odnaleźli ... Niestety Tycia
wymagała znacznie bardziej skomplikowanej diagnostyki niż się spodziewaliśmy.
Zauważyliśmy u niej objawy, które mogły świadczyć o padaczce (czy to z tego
powodu ktoś się jej pozbył ?) Ponadto Tycii potrzebna była diagnostyka u
specjalistów ortopedy, stomatologa oraz ginekologa. Bardzo zależało nam na tym,
by postawić Tycię "na nogi" i znaleźć jej fantastyczny dom. 15 dni
później, okazało się, że podczas badania lekarz wykrył u Tyci sporego guza (nowotwór)
w okolicy sutka. Ten guz nie był wcześniej wyczuwalny (wiedzieliśmy wtedy, że będzie
się to wiązało z koniecznością wycięcia całej listwą mlecznej). Tycia przeszła
kilka operacji: sterylizacja, usunięcie guza z listwy mlecznej, czyszczenie zębów oraz
naprawa tylnej lewej łapki. Cały czas szukaliśmy jej domu. Teraz mija już ponad rok,
nikt po Tycię się nie zgłosił, nie było chętnych do adopcji małego ale chorego
na padaczkę pieska. Tycia ma się dobrze, objawy padaczki są raz na miesiąc może
dwa, a ona czuje się u Nas doskonale, podjelismy więc decyzję, że już nikomu jej nie oddamy……
W dniu potrącenia
Po wszystkich operacjach ..... zakapior .....
W dniu potrącenia
Po wszystkich operacjach ..... zakapior .....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz