wtorek, 21 lipca 2015

Tycia - mała czarna, potrącona


Był 11 kwietnia 2014 r. około godz. 21:00, jechaliśmy ul. Radzymińską z Marek w stronę Targówka, miedzy centrum handlowym M1 a stacją benzynową jadący przed nami samochód potracił jakieś zwierzę, na pierwszy rzut oka – małe i czarne. Samochód ominął zwierzaka i pojechał dalej, niestety nie zapamiętaliśmy numerów rejestracyjnych auta. Zatrzymaliśmy się za zwierzakiem i wyszliśmy z samochodu żeby pozbierać maleństwo z ulicy. Okazało się, że to malutki piesek, czarny w typie ratlerka. Przy próbie podniesienia próbował gryźć, ale był obolały i nie mógł uciekać. Udało się podnieść maleństwo przez koc, zabraliśmy go do samochodu i pojechaliśmy do zaprzyjaźnionej, całodobowej lecznicy dla zwierząt. Na miejscu stwierdziliśmy, że to malutka sunia, ważyła 2,7 kg., nie miała obroży ani czipa. Obrażenia na szczęście okazały się niegroźne, żadnych złamań czy ran otwartych, była poobijana ale za to bardzo zarobaczona, w jej sierści było tylu lokatorów, że mogłaby obdarować całe schronisko. Na miejscu za racji wagi otrzymała imię Tycia. Po wszystkim pojechała z nami do domu, przespała całą noc w pokoju na suchym posłaniu. Przez kolejne 2 tygodnie sunia przeszła podstawowe badania, odpoczywała, a my poszukiwaliśmy jej opiekunów. Mieliśmy nadzieję, że może komuś się zgubiła... właściciele jednak się nie odnaleźli ... Niestety Tycia wymagała znacznie bardziej skomplikowanej diagnostyki niż się spodziewaliśmy. Zauważyliśmy u niej objawy, które mogły świadczyć o padaczce (czy to z tego powodu ktoś się jej pozbył ?) Ponadto Tycii potrzebna była diagnostyka u specjalistów ortopedy, stomatologa oraz ginekologa. Bardzo zależało nam na tym, by postawić Tycię "na nogi" i znaleźć jej fantastyczny dom. 15 dni później, okazało się, że podczas badania lekarz wykrył u Tyci sporego guza (nowotwór) w okolicy sutka. Ten guz nie był wcześniej wyczuwalny (wiedzieliśmy wtedy, że będzie się to wiązało z koniecznością wycięcia całej listwą mlecznej). Tycia przeszła kilka operacji: sterylizacja, usunięcie guza z listwy mlecznej, czyszczenie zębów oraz naprawa tylnej lewej łapki. Cały czas szukaliśmy jej domu. Teraz mija już ponad rok, nikt po Tycię się nie zgłosił, nie było chętnych do adopcji małego ale chorego na padaczkę pieska. Tycia ma się dobrze, objawy padaczki są raz na miesiąc może dwa, a ona czuje się u Nas doskonale, podjelismy więc decyzję, że już nikomu jej nie oddamy…… 

W dniu potrącenia
 Po wszystkich operacjach ..... zakapior .....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz