piątek, 31 lipca 2015

Trąbka vel. Babula z Sandomierza cz.2

Nasza Trąbka ma już ponad 21 lat, mimo to jest pełna życia i spragniona uczuć człowieka.
Jak bardzo była skrzywdzona, tego się nigdy nie dowiemy, ale sam fakt, że panicznie boi się gdy widzi człowieka, boi się gwałtownych ruchów czy nawet głośniejszych rozmów, mówi nam wiele o jej życiu. Jest u nas ok 20 miesięcy, w tym czasie została poddana sterylizacji, stwierdziliśmy także że na jedno oko widzi w 80% a na drugie tylko w ok 10%. Przez cały czas od kiedy jest u nas, atakuje inne psy kiedy pojawią się w jej terytorium (po przeprowadzce jest to sypialnia na piętrze).  Trąbka uwielbia być głaskana, szczególnie po zadku :), lubi też pokazywać brzuszek i żąda wówczas pieszczot, zamyka oczy i delektuje się każdym ruchem ręki.  Po operacji poczuła się jak młody pies, biega razem z innymi, szczeka na intruzów, o poranku i wieczorem zawsze wychodzi sama na obchód po ogrodzie, ma swoje miejsca które musi sprawdzić. Po obchodach biegnie do człowieka żeby dać znać, że wszystko zostało sprawdzone. Jej kolejną ulubioną czynnością jest wylegiwanie się na miękkich posłaniach, to może robić godzinami :) Przed nami wiele cudownych dni w jej towarzystwie i oby zdrowie jej dopisywało. Trzymajcie za nią kciuki ........
  Trąbka na łóżeczku w miękkiej pościeli.

wtorek, 28 lipca 2015

Trąbka vel. Babula z Sandomierza cz.1

W grudniu 2013, koleżanka podesłała nam przez portal społecznościowy zdjęcie starej suczki "Babuli",, od razu się w niej zakochałem, jej historia była taka jak wiele innych, nie wiadomo dlaczego i od kiedy chodziła po leśnych drogach koło Sandomierza. Była chora i wycieńczona, w wielu miejscach brakowało jej sierści, a tam gdzie miała sierść było pełno pcheł. W przytulisku sandomierskim doprowadzono ją do stanu w którym można było ją adoptować. Nie wahaliśmy się ani minuty, tym bardziej że Pan z przytuliska powiedział, że to bardzo spokojna sunia, nie wadzi nikomu, ciągle śpi i nie zwraca uwagi na inne psy. Państwo z przytuliska zaproponowali przywiezienia Babuli do Warszawy, co było dla Nas zrozumiałe, chociażby ze względu na sprawdzenie w jakich warunkach zamieszka staruszka. W dniu kiedy miała przyjechać wszyscy oczekiwaliśmy w napięciu. Pod blok podjechał samochód, zszedłem na dół, pani która przywiozła Babulę wyjęła ją z małego transportera, sunia była bardzo przestraszona, przytuliłem ją do siebie i zaprosiłem panią na górę. Niestety pani się mocno spieszyła i odjechała z piskiem opon, uszkadzając sobie przy tym plastikową osłonę silnika. Zabrałem Babulę do domu, stado przywitało ją spokojnie, ona sama zajęła strategiczną pozycję, w dużym pokoju, na kanapie przed telewizorem. Po dwóch godzinach, wiadomo było czemu pani nie chciała wejść na górę. Babula okazała się terrorystką, z kanapy jednym susem skakała do przechodzących psich domowników i szarpała za gardło swoją ofiarę. Co prawda siła ataku była adekwatna do wielkości i wieku Babuli (5 kg i ok 20 lat). Ta bestia atakowała Naszych podopiecznych zawsze kiedy wchodzili do dużego pokoju, z czasem nauczyli się że będą musieli z tym żyć. Pokochaliśmy tego starucha, mimo że to taki szatan, dodatkowo z potwornym zapachem wydzielanym z pyska :). Babula zyskała nowe imię Trąbka, z racji tego że jej szczek przypomina starą rowerową trąbkę.

Zdjęcie Babuli jakie ujrzeliśmy po raz pierwszy... i jak się nie zakochać ???  
 

wtorek, 21 lipca 2015

Tycia - mała czarna, potrącona


Był 11 kwietnia 2014 r. około godz. 21:00, jechaliśmy ul. Radzymińską z Marek w stronę Targówka, miedzy centrum handlowym M1 a stacją benzynową jadący przed nami samochód potracił jakieś zwierzę, na pierwszy rzut oka – małe i czarne. Samochód ominął zwierzaka i pojechał dalej, niestety nie zapamiętaliśmy numerów rejestracyjnych auta. Zatrzymaliśmy się za zwierzakiem i wyszliśmy z samochodu żeby pozbierać maleństwo z ulicy. Okazało się, że to malutki piesek, czarny w typie ratlerka. Przy próbie podniesienia próbował gryźć, ale był obolały i nie mógł uciekać. Udało się podnieść maleństwo przez koc, zabraliśmy go do samochodu i pojechaliśmy do zaprzyjaźnionej, całodobowej lecznicy dla zwierząt. Na miejscu stwierdziliśmy, że to malutka sunia, ważyła 2,7 kg., nie miała obroży ani czipa. Obrażenia na szczęście okazały się niegroźne, żadnych złamań czy ran otwartych, była poobijana ale za to bardzo zarobaczona, w jej sierści było tylu lokatorów, że mogłaby obdarować całe schronisko. Na miejscu za racji wagi otrzymała imię Tycia. Po wszystkim pojechała z nami do domu, przespała całą noc w pokoju na suchym posłaniu. Przez kolejne 2 tygodnie sunia przeszła podstawowe badania, odpoczywała, a my poszukiwaliśmy jej opiekunów. Mieliśmy nadzieję, że może komuś się zgubiła... właściciele jednak się nie odnaleźli ... Niestety Tycia wymagała znacznie bardziej skomplikowanej diagnostyki niż się spodziewaliśmy. Zauważyliśmy u niej objawy, które mogły świadczyć o padaczce (czy to z tego powodu ktoś się jej pozbył ?) Ponadto Tycii potrzebna była diagnostyka u specjalistów ortopedy, stomatologa oraz ginekologa. Bardzo zależało nam na tym, by postawić Tycię "na nogi" i znaleźć jej fantastyczny dom. 15 dni później, okazało się, że podczas badania lekarz wykrył u Tyci sporego guza (nowotwór) w okolicy sutka. Ten guz nie był wcześniej wyczuwalny (wiedzieliśmy wtedy, że będzie się to wiązało z koniecznością wycięcia całej listwą mlecznej). Tycia przeszła kilka operacji: sterylizacja, usunięcie guza z listwy mlecznej, czyszczenie zębów oraz naprawa tylnej lewej łapki. Cały czas szukaliśmy jej domu. Teraz mija już ponad rok, nikt po Tycię się nie zgłosił, nie było chętnych do adopcji małego ale chorego na padaczkę pieska. Tycia ma się dobrze, objawy padaczki są raz na miesiąc może dwa, a ona czuje się u Nas doskonale, podjelismy więc decyzję, że już nikomu jej nie oddamy…… 

W dniu potrącenia
 Po wszystkich operacjach ..... zakapior .....

czwartek, 9 lipca 2015

Majowy tymczasowicz - udana operacja

Dwa dni temu Majka przeszła udaną operację usunięcia nowotworu, dziąślaka. Była bardzo dzielna, zostawiając ją na zabieg w lecznicy zauważyliśmy, że gdy odchodzimy, z jej oczu lecą łzy... to było smutne. Po zabiegu, na Nasz widok wybuchła szaloną radością, widać że tęskniła za swoimi opiekunami. Majka jest już z nami prawie 2 miesiące, to bardzo kochana sunia, doskonale dogaduje się z naszym stadem. Wiemy też że lubi sobie pospać, kiedy wieczorem oglądamy filmy, ona zostawia stado i idzie spać na górę, do sypialni. Na pewno nie boi się burzy i chyba powoli znika jej lęk separacyjny. Idziemy do przodu, czekamy teraz na wyniki badania, które stwierdzą czy nowotwór był złośliwy czy nie :) Trzymajcie kciuki.

Majka w drodze powrotnej z lecznicy: