poniedziałek, 1 czerwca 2015

Babcia, vel Sara - Stodoła na 2 piętrze.

Dziś opisze naszą "tymczasowiczkę" z roku 2013 r. Sara, znana również jako Babcia Stodolanka, nr książeczki 58, w schronisku od 1998 roku, znał ją każdy i pracownicy i wolontariusze, ale Babcia była tam „niewidzialna”. Wszyscy przemykali obok niej z kolejnymi wyprowadzanymi na spacer psami, prowadząc kolejne rodziny zainteresowane adopcjami. A ona tylko patrzyła, przemykała między budami, nie zaczepiała, nie absorbowała, tak mijały lata. Przyszedł dzień, w którym Babcia trafiła do lecznicy w ciężkim stanie, bezradna, cała we własnych odchodach, przestraszona tym co ją spotkało, współtowarzysze ze schroniska wyczuli, że nie ma już tyle siły co wcześniej, że słabo widzi i słyszy, że porusza się z bólem i postanowili się odgryźć za wszystkie czasy kiedy Babcia była w „formie”. Był czerwiec 2013 r jej pobyt w lecznicy musiał dobiec końca, nadal jednak wymagała pielęgnacji ran i zakraplania oczu. Trafiła do naszego domu, 22 czerwca 2013 r., zbolała, smutna, przestraszona ale z wielką ochotą na życie. Sara nigdy nie mieszkała w domu, albo inaczej ona całe życie spędziła w Schronisku, kilkanaście lat… w swojej Stodole, gdzie zazwyczaj spała na materacu. U Nas dostała do dyspozycji największy pokój, tam też stanęła klatka „kenelowa” i mały materac, Babcia płochliwie reagowała na Nasz dotyk i obecność Naszych psów, przez pierwsze dni głównie spała, cierpliwie poddawała się przemywaniu ran i zakraplaniu oczu . W końcu rany się zagoiły, oczy przestały ropieć a Babcia nabrała wigoru, chodzi za nami po mieszkaniu jak cień, tam gdzie My tam ona i oczywiście pozostałe psy. Ku Naszemu zdziwieniu, Babcia prawie od razu zaczęła załatwiać się na przygotowaną specjalnie dla niej pieluszkę, celność w początkowej fazie oceniamy na ponad 50% trafień ;). Postanowiliśmy więc spróbować nauczyć ją wychodzenia na dwór i tam załatwiania swoich potrzeb. Przeszkodą są jednak jej zwyrodnienia kręgosłupa uniemożliwiające poruszanie się po schodach, dlatego regularnie wynosiliśmy ją na ogrodzony ogródek przed blokiem. Babcia bardzo polubiła te spacery, najpierw w ogródku a potem coraz częściej poza nim, zaczęła się nawet zapuszczać w głąb ruchliwego osiedla, spacery były coraz dalsze i widać było jak wielka energia do życia tkwi w tym zbolałym ciele. Nocami Babcia chodziła po całym mieszkaniu i szukała….., czego nie wiedzieliśmy, chodziła, mruczała, po kilku dniach zorientowaliśmy się, że jest po prostu głodna i wychodzi na nocne „łowy” . Tak właśnie zachowywała się w Schronisku, jak wszyscy zasypiali, wychodziła ze Stodoły i zjadała to co było w miskach. Zaczęliśmy więc zostawiać jej jedzenie na noc, a wówczas spacery po mieszkaniu skończyły się. Przyszedł też taki moment, że sama zaczęła podchodzić pod drzwi wejściowych dając nam sygnał do wyjścia na dwór, zatem pieluszkę pozostawiliśmy, już tylko jako rezerwę a wtedy celność wzrosła nawet do 90%. Po wyjściu za próg mieszkania Babcia czekała na swoją „windę”, znosiliśmy ją na dół, tam dreptała w swoim tempie, czasami zaliczała tzw „zwiechy” stawała i nie ruszała się przez dłuższą chwilę, po czym nagle ruszała i szła dalej. Z uwagą oglądała przejeżdżające samochody i autobusy. Po spacerze bez problemu odnajdywała drogę powrotną, „wbiegała” na klatkę schodową i przed pierwszymi schodami znów czekała na swoją „windę” do Stodoły na drugim piętrze. Najwspanialsze było to, że Babcia razem z Naszymi psami, czekała na Nas, czekała aż wrócimy do domu, merdała ogonkiem na Nasz widok, widać że się cieszyła, czasami nawet lizała nasze ręce tak jak pozostałe Nasze psy. Babcia była z Nami ponad 4 miesiące, jej wyniki badań były bardzo dobre, niestety wykryliśmy guza w okolicach miednicy, diagnoza – nowotwór. Kolejna ułomność organizmu z którą musiała się borykać. Wówczas było to jednak mało istotne, ważne że w końcu odzyskała spokój, znalazła przystań swojego życia w której czuła się bezpiecznie, czuła że jest kochana, że ktoś troszczy się specjalnie o Nią, dla Nas zapłatą była każda chwila spędzona w towarzystwie Babuni, bo tak ją nazywaliśmy. Niestety strudzona chorobą babcia Babcia Stodolanka – Sara odeszła za „tęczowy mostek”, ważne że tych ostatnich chwilach była otoczona miłością i troskliwością. Kiedy zapadła decyzja, że już tylko cierpi i trzeba jej ulżyć, oboje płakaliśmy. Drogi Czytelniku, tę historię kierujemy do wszystkich tych osób, które kiedykolwiek pomyślały o adopcji starego psa jednak się zawahały myśląc, że to się nie uda…… a jednak……… udało się…..……….ta sunia była szczęśliwa w ostatnich miesiacach swojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz